poniedziałek, 31 sierpnia 2009

Spacer na Wembley

Ale ja sie obijam przy wizycie tego goscia :)
Wpisow nie daje, zdjec za wiele nie robie.. no coz, prawda taka, ze jakos oni na te zdjecia nie nalegaja :)

w sobote regenerowalismy sily i Morfeusz trzymal nas dlugo w swoich objeciach. Nastepnie, ja mialam korepetycje, a chlopcy spacerowali po Londynie. A potem jeszcze ladnie poszli na zakupy. Wieczor minal na pogaduszkach.
W niedziele o samego rana rzadzili sie w kuchni i robili sobie jakies sniadanie dla sportowcow. Moze sie to przydac Danielowi, bo to tez wielki sportowiec :))

a to wujek Jul w akcji :)




Po obfitym sniadaniu, ruszylismy na spacer w kierunku Wembley.





Udalo mi sie uzyskac zgode na zdjecie :)



Wybralismy sie na targ, bo chcialam zakupic jakies ksiazki.Znalezlismy jednak tyko jedno bardzo marne stoisko.








A potem jeszcze obejrzelismy troche stadion i czym predzej trzeba bylo wracac do domu na Formule 1. Jakze mozna byloby przegapic :) Po niej chlopcy, oby dwoje wielcy fani pilki, ogaldalimy jakies bardzo wazny mecz. Miedzy czasie, jak przystalo na niedziele, zjedlismy rosol z makaronem.
A samym wieczorem wybralismy sie do pubu.
Bardzo milo goscic nam Goscia Jul'a :)

piątek, 28 sierpnia 2009

Birmingham- Czwartek 27 sierpnia- Mecz SK Rapid - Aston Villa

Dzien pelny emocji i wydarzen. Wyruszylismy na lotnisko po Juliusa. Stamtad wynajety mielismy samochod, ktorym gnac mielismy do Birmingham na mecz. Szlo wszystko zgodnie z planem, bo Julius rozpychajac sie lokciami i wpychajac kolejki blyskawicznym tempem przeszedl wszelkie kontrole i odbieranie bagazu. Schody zaczely sie gdy czekalismy na samochod. Z racji tego, ze 'baza' samochodow byla poza lotniskiem, tutaj nastapily pierwsze opoznienia. Nie owijajac w balewne: samochod przybyl spozniony a my tracilismy cenne minuty. No ale dzielnie, bez marudzenia i nerwow wparowalismy do pojazdu, noga naciskala na pedal gazu, gnalismy do przodu.... ale nie dlugo cieszylismy sie predkoscia.... zatrzymaly nas bowiem, ogromne korki, na ktorych stracilismy lacznie ok godziny... Poczatek meczu sledzilismy, nie na zywo, ale z relacji radiowych :)
Kidy udalo nam wreszcie dostac sie pod stadion, bieglismy ile sil w nogach, bo w koncu wazna byla kazda minuta. Dla mnie bylo w tym wiecej zabawy niz emocji kibica :))) I tu kolejna akcja... Bielty mielismy w sektorze gosci, wczesniej juz zarezerwowane i ktos z fan clubu wzial je ze soba na stadion, wiec kolejen minuty zmarnowane, bo trzeba byla czekac, az ktos dopcha sie zeby nam je dostarczyc :)
I tak oto dotarlismy do srodka na druga polowe:)

Stadion w zasadzie to maly, zamkniety, wiec jakos nie powalil mnie na lopatki :)
ale za to atmosfera swietna, kibicowalam i udawalam, ze spiewam, boslow po niemiecku to jakos, dziwnym trafem nie umialam :)

A to kibice:









Tutaj niektorzy sie denerwowali, a ja skorzystalam z okazji zeby nakrecic swoja fryzure :) bo po co sie przychodzi na mecz ? :)




No dobra..ladnie tez kibicowalam :)




Tak goraco kibicowalam, ze udalo sie Rapidowi strzelic gola,mimo ze przegrywali 2:0.. a tka wyglada radosc kibicow :)
A z tego co wiem, z jakichs generalnych punktacji, Rapidowi wystarczyla jedna zdobyta bramka aby przejsc dalej (ale nie wiem juz do czego:) ) dlatego taka wielka radosc :)




Atmosfera rzeczywiscie przeswietna, zero chamstwa.
A tutaj dopingowanie druzyny, aby udalo im sie zachowac wynik.





I udalo sie!! Wynik pozostal taki sam :)

A oto dziekujaca kibicom druzyna:



I druga czesc podziekowania:





Generalnie, mimo wszystkich przygod wyjazd zaliczony do udanych. Pozno dotarlismy do domu i udalismy sie zasluzony odpoczynek.

Gosc Numero Duo

Dzien za dniem, gosc za gosciem :)
Gosc Kuba, opuscil nasze skromne progi, w czwartek rano, by dolaczyc do resztu fan club'u i mielismy sie spotkac dopiero na meczu. Bo my jako wierni kibicie Rapdu, mielismy bilety w sektorze gosci :)

Skonczylismy wczesniej prace i ruszylismy na lotnisko Gatwick, aby odebrac stamtad kolejnego goscia, Juliusa, ktory juz goscil na tymze blogu.

Goscinnie

Sierpien, znany jako miesiac trzezwosci, u nas pelen gosci. Niedawno pozegnalam Mame i Madzie. A juz dnia 26 tegoz miesiac przybyl do nas Gosc Jakub. Zdjec brak. Z dwoch przyczyn. A mianowicie: wizyta byla krotka, oraz byl to glownie gosc Karola, ktory jakos nie ma manii robienia zdjec na kazdym kroku :)

Kuba przybyl w srode wieczorem. Nie myslcie sobie, ze to rodzina byla glownym powodem wizyty w Londynie. Acha, zapomnialam wspomniec, ze Wyzej Wymieniony Gosc, to brat Karola. Kuba przyjechal na mecz SK Rapid, druzyny wiedenskiej. Ow mecz odbywal sie dnia nastepnego. Zatem srodowy wieczor moglismy spedzic razem.
Meskie wizyty znacznie roznia sie od damskich. Po wspolnym obiedzie meskie towarzystwo zebralo sie przed telewizorem na ogladanie kolejnego, niezwykle waznego, meczu pilki noznej. A nastepnie, rozgrywali miedzy soba wyscigi Formuly 1 na Playstation... i to uwaga!! uzywajac kierownicy!! Nowej zabawki Karola... :) rzecz niebywale interesujaca:)

Wiec ja.. wlaczylam dobre i niezawodne Simsy, ktore dotrzymywaly mi towarzystwa.

Potem ucielismy krotka pogawedke przy piwie. Nastepnego dnia, czyli w czwartek, oczekiwany mecz, na ktory zdecydowalismy pojachac i my....

środa, 12 sierpnia 2009

Pierwsze podsumowanie Madzi

Madzia rozpoczela juz ocene i podsumowanie pobytu. Czekam na ciag dalszy, a poki co krotkie sprawozdanie filmowe:


Time to say goodbye

I nadszedl ostatni poranek..
taksowka zamowiona, sniadanie zjedzone, ostatnie przygotowania ..



A potem juz jak to zwykle u nas bywa, to lzy...



I juz gosci nie ma....



echhhh.. a ja szybko pognalam po pracy...

Super bylo i dziekuje za caly ten czas!!!

Ostatni dzien gosci

Szybko i intensywnie minal nam ten wspolny czas,daltego postanowilysmy oglosic Wtorek dniem wewnetrznym i spedzilysmy go w domowym zaciszu.
Czas uplynal nam tez na pakowaniu.. no moze nie nam,tylko im:)
Ja poki co, to nigdzie sie nie wybieram.

Wspolnymi silami ogotowalysmy obiad. Oto dziewczeta w akcji:



A to oczekujaca na jedzenie Madzia:




Po obiedzie i sjescie nastapilo pakowanie:



Kolejna atrakcja bylo sadzenie kaktusa. Mozecie przy okazji poznac miejsce, gdzie zawsze przesadzam kwiatki. A wiec jest to maly daszek, na ktory wychodze.. przez okno.. :)




A nad wszystkim czuwala Mama:




A na sam koniec wybralysmy sie na pozegnalny spacer.











A potem kilka partyjek w karty i do spania.

wtorek, 11 sierpnia 2009

Poniedzialkowe szalenstwa

Poniedzialek uplynal nam w tonacjach zakupowych. Poczatek zapowiadal sie bardzo niewinnie, ja dzielnie pracowalam, goscie sobie gospodarzyly same.
Popoludniem udalysmy sie na Regent Street & Oxford Street.






Zaprowadzilam szanowne panie do sklepu z zabawkami,ktory ma 6 pieter i ...250 lat. Mimo,ze dziecmi nie jestesmy juz od kilku lat, to z blyskiem w oku i zapalem ogladalysmy caly asortyment. Nawet gosc Madzia wykazala jakies zainteresowanie :)



Zawedrowalysmy do bardzo ruchliwego sklepu gdzie my z Madzia mialysmy dosc, a Mama byla w swoim zywiole. Pogoda byla w sam raz do spaceru, w pewnym momencie nawet zaczelo lekko padac. Ogolnie swiatlo bylo slabe i zdjecia z tego dnia nie wyszly za dobrze.
A to czesc zakupow




I tak weszlysmy do Hyde Park'u i udalysmy sie w strone Harrods'a.



Pamiatkowe zdjecia z Hyde Parku.

Speaker's Corner- gdzie w weekendy mozna zastac przemawiajacych ludzi.












W pelni zasluzylysmy na jakies wzmocnienie i wybralysmy bardzo ladny pub w okolicach Harrodsa co by potem nie trzeba bylo duzo chodzic :)





Sily zregenerowane, zatem zwarte i gotowe pognalysmy do znanego domu handlowego. I tutaj.. uwaga... sukces!! Szczena opadla nawet Madzi!!!













przecudny sklep swiateczny gdzie czulysmy sie jak w bajce, w tle muzyka swiatateczna....







Ciezko bylo wyjsc poza mury sklepu..ale okolica bardzo ladna i podobno najbogatsza dzielnica Londynu. Zerknelysmy jeszcze na kilka muzeow,ale zdjecie wyszlo tylko jedno.



No na sile jeszcze moze byc to..


Po wszystkich atrakcjach juz mozna bylo wracac do domu.

Na tym zakonczyl sie juz przedostatni dzien pobytu moich gosci.

niedziela, 9 sierpnia 2009

Swiateczna niedziela

Dzisiejszy dzien to istne lenistwo, jak przystalo na niedzielne swietowanie. Wspolne sniadanie, kawka, potem wyprawa do kosciola. Potem goscie odpoczywali, a plebs zabral sie za gotowanie obiadu. Zeszlo nam to wszystko dosc dlugo. Zatem popudnie spedzone na miejscu i wizyta w pobliskim domu handlowym. A ze przechodzilysmy obok mojej przechodni, byly tez zdjecia.

A to skrotowa relacja z dziejszego dnia:



Pamiatkowe zdjecie



Wyprawa do domu handlowego zakonczyla sie owocnie dla kazdej z nas. Oprocz prezentow niektorzy znalezli kandydata na meza.....Ciekawe ktora to byla??
Jak myslicie?
Mozecie zdadywac...


A tutaj rozwiazanie zagadki..











W drodze powrotnej przed wspaniala przychodnia:



Spokojny dzis dzien mialysmy. Zaraz kolejna rozgrywka w karty.

Wreszcie jestem na biezaco z wszystkimi zdjeciami i wpisami.
Do uslyszenia jutro. Czeka nas kolejny intensywny dzien.

sobota, 8 sierpnia 2009

Greenwich

Dzis plan luzniejszy. Zbiorka w salonie ok godizny 11. Wyjscie z domu ok 12. Plan: Greenwich.
Tlumy dzis byly nie do unikniecia, z racji weekendu i wakacji. Stalismy dosc dlugo w kolejce na statek. Ale czas jakos nam minal. Goscie przywiezli ze soba ladna pogode, wiec moglismy sie grzac w sloncu.









A tutaj dolaczyla do nas taka oto pani:



Wreszcie, po ok polgodzinnym oczekiwaniu udalo sie wejsc na poklad.
A tak oto bawila sie Gosc Mama:



Potem juz do nas dolaczyla i moglam fotografowac moje podrozniczki.







Widok na dawne wiezienie i lochy dla zloczyncow.




Trzy urocze damy:



Przedostatni przystanek: Canary Wharf.





Po przyjemniej wycieczce statkiem doplynelysmy na miejsce.






Udalo nam sie, ze otwarte byly dwa obiekty: Painted Hall i Kaplica. Oczywiscie zaszczycilysmy ich swoja obecnoscia. Nawet udalo mi sie zainteresowac Goscia Madzie :)









A to Mama i jej przyszle miejsce pracy jako businesswoman:)





A niektorzy bawili sie tak...



Przed nami jeszcze droga w strone poludnika 0. Trzeba bylo sie wspinac do gory posrod tlumow. Ale nastroje i tak optymistyczne.





A to juz na miejscu:




Na pamiatke zrobilysmy zdjecie z O2 Arena- miejscem gdzie mial koncertowac Michael. Albo moze to byc zdjecie dedykowane dla Daniela- poniewaz Depeche Mode juz tam grali.
O2 Arena to ta kopula z wystajacymi drutami :)



I ponownie trzy urocze damy



Nastepnie znowu popedzani glodem udalismy sie posilek i maly napoj i do domu.
A to Londyczyk Mama na stacji metra. Ba.. przeciez trzeba doladowac karte juz na nastepny dzien.




I Mama przed wejsciem do metra





Dzien juz prawie zakonczony. My z Madzia jeszcze dzielnie wybralysmy sie na zakupy, a Karol zabawial Mame w domu. Potem juz wspolna gra w karty i tak zakonczyla sie sobota.