piątek, 1 stycznia 2010

Dzien drugi - relacja

Pobyt goscia rozpoczal sie pelna para. Rano ruszylismy grzecznie do pracy, ale w okresie poswiatecznycm a przednoworocznym, przychodnia ma skrocone godziny otwarcia. Z tego wzgledu skonczylam wczesniej i razem z mym kompanem musielismy isc na zakupy jedzeniowe bo lodowka pusta... Pogoda byla tragiczna: deszcz ze sniegiem, wiatr i ogolnie zimno.. I tak jakos sie stalo, ze po tych zakupach mocno rozleniwieni nie moglismy sie zmobilizowac na ponowne wyjscie z domu... zatem wygladalo to w skrocie tak:





Mijaly godziny, aura wciaz niezmienna, ale zaplanowane mialam korepetycje w centrum miasta. To wydarzenie stalo sie bodzcem, ktory nas wypedzil z domu.
W dobrych humorach ruszylismy na Leicester Square i spacerkiem w strone National Galery, a potem male spacerki juz w okolicach mego ucznia. Nastepnie Miloszek dzielnie zwiedzal sam, a po godzinie przyszedl mnie odebrac i do domu wrocilismy sobie razem.

A wszystko wygladalo mniej wiecej tak:

















I udokumentowanie pogody, zeby nie bylo, ze udawalismy..



Wiec jak widac.. dzien minal bardzo intensywnie...

2 komentarze:

  1. hehe no widze ze juz wszystko w normie:-) grunt to faktycznie zdobyc swoje miejsce - najlepsze - i pozniej juz luzik , byle do lodowki blisko hehe

    OdpowiedzUsuń
  2. Pogoda niezbyt miła, to fakt .. ale humory na jej przekór ... Miłosz już bardziej rozkręcony ... i rozgadany ... aż się boję co będzie dalej:)

    OdpowiedzUsuń