Mijaly godziny, aura wciaz niezmienna, ale zaplanowane mialam korepetycje w centrum miasta. To wydarzenie stalo sie bodzcem, ktory nas wypedzil z domu.
W dobrych humorach ruszylismy na Leicester Square i spacerkiem w strone National Galery, a potem male spacerki juz w okolicach mego ucznia. Nastepnie Miloszek dzielnie zwiedzal sam, a po godzinie przyszedl mnie odebrac i do domu wrocilismy sobie razem.
A wszystko wygladalo mniej wiecej tak:
I udokumentowanie pogody, zeby nie bylo, ze udawalismy..
Wiec jak widac.. dzien minal bardzo intensywnie...
hehe no widze ze juz wszystko w normie:-) grunt to faktycznie zdobyc swoje miejsce - najlepsze - i pozniej juz luzik , byle do lodowki blisko hehe
OdpowiedzUsuńPogoda niezbyt miła, to fakt .. ale humory na jej przekór ... Miłosz już bardziej rozkręcony ... i rozgadany ... aż się boję co będzie dalej:)
OdpowiedzUsuń