środa, 15 lipca 2009

Powrot....... Sobota 11 lipiec

Nadszedl dzien wyjazdu, z zalem rozstawialismy sie z tym miejscem, ciagle snujac plany na przyszlosc kiedy uda sie tutaj zamieszkac i stworzyc swoj Dom...

Samolot opozniony byl poczatkowo 30 minut, a potem siedzac juz w srodku, opoznienie przedluzylo sie do ok 1 godziny...

Pozegnalne zdjecia






i z gitara





Ostatnie spojrzenie na Wieden. juz z gory...




A Londyn powital nas lekkim deszczem i zachmurzonym niebem:)
Milo tego, ze wypoczynek bardzo udany i Wieden jest poprostu swietny, milo bylo wrocic do swoich 4 katow.

Dziekuje za uwage!

Wien.....Piatek 10 lipiec

I juz piatek.....
plan napiety.. Karol zalatwial dokumenty, potem jeszcze zakupy w 'domowym' sklepie i kolejne porownywanie z Londynem, a kawiarnia w tym sklepie lepsza niz niejedna tutaj. Nie mowiac juz o smaku kawy....

Obiad w domu, a wieczorem wyprawa na Kahlemberg z kolega Juliusem i widok na Wieden:



i zmiana modela..




A nastepnie pojechalismy do dzielnicy Grinzing, w ktorej w przeszlosci bylo skupisko winnic. Winnice pozostaly do dzis, tworzac niepowtarzalny klimat razem z muzyka grana na zywo.
Krotki filmik pokazujacy jeden lokal i wreszcie wiecej ludzi:)




Chwile chodzilismy i ogladalismy winnice, po czym zasiedlismy tradycyjnie przy winie i snulismy przerozne rozmowy.
A na drugi dzien trzeba wracac.......

wtorek, 14 lipca 2009

Wien.....Czwartek 9 lipiec ZOO

Dzisiejszy dzien to glownie wyprawa do ZOO poprzedzona kawa i ciastem w kawiarni gdzie w wieku 9ciu lat mial koncert sam Strauss (tylko nie wiemy czy syn czy ojciec:).
Jako ciekawostka, zoo z Wiedniu jest najstarszym i wedlug oficjalnych rankingow najlepsze zoo na swiecie.

Uprzedzam, ze filmow jest sporo.

Rybki dla Szymonka i dla Dajela:)




i troche wieksze, ktore plywaly nad glowami :)





Zolwie dla Madzi:






Jedzace tygrysy.. dla kazdego:)






Pingwinki






Zaspane misie polarne




Karmienie fok: najwieksza atrakcja az slychac pisk dzieci :)) ja o dziwo nie piszczalam ..






Orangutany w nowej klatce, wiec jeszcze troche niepewne..





i z widokiem na Schonbrunn



Wieczor spedzilismy 'rodzinnie' swietujac zblizajace sie urodziny mamy Karola.

I kolejny dzien za nami.

Wien.....Sroda 8 lipiec

Niestety, zdjec z tego dnia za wiele nie ma.. bo ..... az wstyd sie przyznac... zapomnialam aparatu..
ale w skrocie dzien wygladal tak: moj kompan poszedl spotkac sie z kolega, a ja przylepilam sie do brata mego kompana i razem pojechalismy do 2 bibliotek i na Uniwersytet Wiedenski. Jak zwykle wszystko utrzymane w duzej czystosci, piekne kawiarenki na kruzganku, komputery publiczne (u nas to by racji bytu niestety nie mialo), oraz stara typowa biblioteka, z wiszacymi lampkami i schodami pnacymi sie do polek z ksiazkami.
Potem juz w trojke chodzilismy po miescie, robiac male zakupy.
Wieczorem wybralismy sie pod Ratusz na Festiwal Filmowy. Ogladalismy koncert muzyki Carmina Burana. Wrazenia bardzo pozytywne.. wysoka kultura ludzi, sceneria ladna..piekna muzyka ....... tylko zimno bylo....

a to przed koncertem:



jest i filmik.. chichotam sie tam troche jak glupi do sera, ale co tam :)






A to oswietlony Ratusz juz po koncercie







Potem dolaczyl do nas jeszcze jeden Austriak, ktory nie umial po angielsku. Zatem pierwszy kandydat na korepetycje w Wiedniu.
Tego wieczoru skosztowalam jeszcze kotleta po wiedensku (schabowy, ale z lepsza panierka) podawanego z dzemem porzeczkowym o ile sie nie myle i do tego salatke z ziemniakow.
I tak zakonczyl sie dzisiejszy wieczor.

poniedziałek, 13 lipca 2009

Wien..... Wtorek 6 lipiec

Po ulewach i burzach nastal piekny dzien. W planie bylo zoo, ale aby wykorzytac pieka aure, pojechalismy nad Stary Dunaj, wypozyczyc lodeczke i pobyczyc sie, jak na urlop przystalo.
Czas mijal nam na prawde blogo... slonce, lodeczka,woda, cisza, zielen, muzyczka i piwko......
a wszystko w centrum Wiednia, gdzie mozna ogladac gmach ONZ.. a co? :)



Zaloga statku w akcji...





Czasem nie bylo latwo..



A najfajniejsze bylo to, ze dookola na brzegach sa przerozne knajpki, wiec mozna podplynac, wysiasc i zakupic co trzeba.... wiec jak na prawdziwych marynarzy przystalo, przybilismy do portu ..




I relaksu ciag dalszy....



na statku panowala zeglarska atmosfera, nad sterem czuwa kapitan.. takze tylko wyplywac w dlugi rejs..







Po tym jakze dlugim rejsie, wybralismy sie nad Nowy Dunaj na obiad. I jak zwykle.. duzo lokali, fajny klimat..




Po calym dniu urlopownia, wybralismy sie znowu na odpowiedni trunek z kolega Karola, Juliusem. Zdjec brak :)

Ahoj!

Wien......Poniedzialek 6 lipiec

Zmeczeni po koncercie, wyruszylismy do miasta troche pozno, ale przechodzki jak zwykle intensywne.
Chodzilismy pobocznymi uliczkami, ogladajac stare kawiarnie, antykwiariaty i nieustannie sledzac ducha historii. Tym razem kawa uraczyla nas najstarsza kawiarnia w Wiedniu, gdzie zabawial sam Franciszek Jozef.

krotki i szybki film, bo jakos tak az glupio bylo mi krecic film w tym klasycznym miejscu :)




Kolejne sciezki zaprowadzily nas pod hotel i kawiarnie Sachera. Tort owego pana, smaczny i rzeczywiscie mocno czekoladowy.




A oto i ratusz, niedaleko ktorego odbywal sie Festiwal Filmowy.



Wszedzie duzo kafejek, roznorakiej kuchni, i wielki ekran, na ktorym wyswietlane sa filmy.

Zasiedlismy sobie grzecznie napoic sie troche, az tu nagle .... dobrze ze bylismy pod dachem...





Padalo dosc dlugo, zrobilo sie chlodniej, ale przeczekalismy i ruszylismy dalej.
Odnalezlismy przy okazji maly Kosciol z XI wieku.








Dalsza wedrowka.


i Katedra



A ptoem zlapala nas kolejna ulewa, wiec wrocilismy do domu osuszyc skrzydelka, a potem wybralismy sie do koeljnej austriackiej knajpy.

I tak skonczyl dobiegl konca kolejny dzien pobytu w Wiedniu.

niedziela, 12 lipca 2009

Wien..... Niedziela 5 lipiec

Niedziela.

Spokojne wyjscie do Kosciola. Ksiadz wyluzowany jeszcze bardziej niz w Londynie. Karol znalazl klucze samochodowe przed Kosciolem i poszedl do ksiedza przed msza, a ten biegal z klumaczmi po Kosciele i pytal ludzi czy to nie ich klucze:) Kein Problem :)





Potem wiedenska kawa i ciacho (wybor ciast duzy). A po poludniu wypad na koncert Bruce'a, the Boss'a. Z racji ze pierwszy raz bylam na wielkim stadionie pilkarskim, to ciarki przechodzily mnie juz od samego wejscia. Oczekiwanie na koncert trwalo dlugo, opoznienia jak zawsze byly. A potem 3 godziny zabawy.

zdjecia zalacze, jak uda sie zgrac z komorki.

Wien.... Sobota 4 lipiec

Nadszedl czas na opisanie pobytu w pieknym Wiedniu.

Ruszylismy z Londyniu w paitek 3 lipca. Londyn zegnal nas pochmurna pogoda, z odrobina deszczu. A Wieden przywital nas goracym sloncem.
Juz w piatkowy wieczor wybralismy sie do niedalekiej knajpy, gdzie umilalo nam czas granie na akordeonie i gitarze i spiewy czyli swojski klimat, ktorego brakuje w Londynie.
Popijalismy biale wino (troche w zbyt duzej ilosci) i zajadalismy kromki z czarnego chleba z pasta serowa (cos jak nasz twarozek, ale duzo ostrzejszy) a do tego ogorki korniszone.
A co najwazniejsze, mozna siedziec na zewnatrz :) a nie stac przed pubami :)

W sobote wybralismy sie (za moja sprawka, jako pani domu) do sklepu i zaczelo sie moje porownywanie. Londyn wypadl kiepsko w mych kalkulacjach.

Po obiedzie, spacerek do Schonbrunnu. Na piechote, powolnym temepem, ok 30 minut. Pogoda piekna, spokojnie, nie ma dzikich tlumow. Duzo zieleni, pieknie przyciete drzewa, wszystko zadbane...



A to palac na szybkim filmiku.





I jeszcze kilka zdjec:













Po krotkim spacerku, nalezal sie odpoczynek, oczywiscie kawiarni na obrebie calego parku jest sporo, co wiaze sie z brakami londynskich tlumow, bo wybor miejsc jest spory.

Wracajac mijalismy ambasade polska. W domu, po malej regeneracji kolejny spacer.
Trzeba bylo sie troche powspinac, ale widoki na caly Wieden.











Na tym zakonczyla sie sobota, po tylu spacerach nie bylo sil na wiecej.
Ale juz po pierwszym dniu pozytywnych wrazen pelno.