sobota, 30 maja 2009

The Third Day

Ach! Czas plynie nieublagalnie, dzis juz trzeci dzien pobytu Goscia! Po wczorajszych dlugich pieszych wedrowkach, oraz po interwencji miety, super-przewodniczka zaproponowala nieco luzniejszy dzien- Wycieczka do Greenwich. Jako transport wybralismy najpierw metro, a potem statek. A co! 
Warto wspomniec, ze dzien rozpoczelismy wspolnym, rodzinnym sniadaniem. Zdjecie troche ciemne, ale jak mowi staropolskie przyslowie: lepszy rydz niz nic!

A w tle niesmialo wychyla sie slawna Gardenia:)




Dzis mielismy kompana, pewnie pokusil sie tym, ze calej wycieczce przewodniczyc bedzie super guide. Jak widac, nie moze sie wrecz pohamowac przed wyrazaniem swej radosci. 




Pelni oczekiwania i zniecierpliwienia, ze wkrotce przekroczymy zerowy poludnik, wsiedlismy na poklad stateczku. Pedzil jak szalony, popychany nasza ekscytacja, a wiatr przeszywal nas na wskros i zadzialal jak najmocniejsza kawa, ba! Redbull! To sprawilo, ze stal sie tlem owego filmiku.





Pogoda jak widac na zalaczanym obrazku, ladna. Pelni energii rozpoczelismy zwiedzanie kolejnej atrakcji. 



Z racji tego, ze Greenwich jest ex rezydencja krolewska (jedna z wielu oczywiscie), czuwal nad nami duch historyczny. Jak widac, dzialanie ma dosc mocne, bo wreszcie mam zaszczyt pojawic sie na zdjeciu obok Goscia.



Miejsce to, dosc stare (na marginesie, urodzil sie tutaj slawetny Henryk 8) i jak na krolowa przystalo, nie taka to bagatela! Przenieslismy sie w czasie (przynajmniej ja) i moglismy wyobrazic sobie uroczyste ucztowanie. Braklo tylko swiniakow i wina! 






Straz krolewska, byla na posterunku. Nieco nowoczesna, ale za to siejaca strach samym spojrzeniem.



Gosc, tak wczul sie w swa role straznika, ze nawet zwolniony z warty, stawal na wysokosci zadania by zastraszyc zwyklych szaraczkow. Pewie liczy na nagrode od Krola. Moze tytul szlachecki? 



A potem bardzo aktywne spedzanie czasu......





I kilka ladnych widoczkow, na Greenwich oraz na centrum biznesowe.



Zostala juz tylko jedna, dlugo oczekiwana atrakcja... Poludnik! Niestety ... tlumy i kolejki do zrobienia zdjecia troche zmodyfikowaly plany dobrego zdjecia. Ale kto jak kto, ale Nasz Gosc jakos sobie poradzil. 



Jedyne co zostalo do wykonania, to dobry obiadek w pubie a do tego chlodny napoj :) Udalo sie nam odnalezc pub, gdzie nie trzeba bylo stac na zewnatrz. Co wiecej, byl tez ogrodek gdzie mozna bylo wdac sie w ciezkie i glebokie dyskusje.




A nastepnie wrocic do domu na final Britain's got Talent. Wygral niesamowity zespol taneczny :)


Na tym konczymy dzisiejsza opowiesc.




4 komentarze:

  1. Ogólnie blog przemiły, dużo można się dowiedzieć. Miło się czyta! Bardzo dobry pomysł. I te włosy Anii, super!! Super!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. ja dziś znów jestem pod wrazeniem błękitu nieba i tej pięknej pogody :)
    Aniu, chyba niezły wycisk dałaś panom bo z tymi podpartymi głowami to na zmęczonych wygladają :-))).

    OdpowiedzUsuń
  3. drogi Gości i super-przewodniczko oraz kompanie, czy przy przekraczaniu południka zerowego poczuliście przesunięcie w czasie?... takie Deja vu...
    bo po przekroczeniu południka to, jak mieliśmy okazję zobaczyć na zdjęciach, z całą pewnością cofnęliście się "parę lat" :) w przeszłość :)
    ehhh fajnie macie :) i wpisy super się czyta :)
    a u nas leje...

    OdpowiedzUsuń
  4. hoho jaki sliczny opis, i te miny przy napojku, pelne refleksji na zyciem hehe
    super super

    OdpowiedzUsuń