Ranek spedzilam pracowicie zarabiajac na zycie, Gosc natomiast wyruszyl zdobywac okolice. Powedrowal nad pobliskie jeziorko, a potem do sklepu ogrodniczego gdzie mogl tez podziwiac rybki, troche wieksze niz te, ktore ma w akwarium:)
Dzis juz nie musielismy na siebie czekac w roznych miejscach 20 minut :) Synchronizacja w pelni... i po lekkim wzmocnieniu i posileniu sie, wyruszlismy metrem nad Tamize.
Napiecie roslo....
Po samym wyjsciu z metra czekala na nas mala, nieco brutalna niespodzianka. Chytam sie kazdego sposobu aby nieco umilic Gosciowi pobyt w wielkim miescie.
Na chwile chociaz udalo sie odwrocic uwage od latajacych z kazdej strony samolotow.
Na spacer udalismy sie brzegiem Tamizy, ogladajac budowle po drugiej stronie rzeki, oraz slawny Tower of London i Tower Bridge.
Po krotkim spacerku zrobilismy chwile przerwy by przyjrzec sie przechodzacym ludziom i troche pogrzac sie w sloncu.
Zza naszych plecow dobiegala muzyka, jak na me ucho, indyjska. Okazalo sie, ze trwal festiwal: Taste of Asia. Zaszczycilismy ich nasza krotka i tresciwa obecnoscia. Zaopatrzylam sie w kadzidelka przy stoisku buddyjskim, Gosc nie dal sie namowic.
Powedrowalismy dalej, w strone zacienionej, ale bardzo milej promenady z rzedami restauraji i barow. A dalej, odkrylismy ladne osiedle z ogrodkami na stale przymocowanych lodkach, ot co.
Historia znow sie powtarza, bo tlum ludzi nadal nam towarzyszyl, a my razem z nim udalismy sie do British Pub na tradycyjne fish and chips. Troche to powalilo mego Goscia (w tej chwili nawet pije miete), mam nadzieje ze nie policzy mi tego za wielki minus.
Dalsza atrakcja Tamizy byl statek piracki, w otoczeniu kolejengo pubu, gdzie typowo po angielsku, ludzie stoja przed pubem i pija. Nie ma tutaj zwyczaju ogrodkow letnich, ludzie po prostu sobie stoja. czasem prosto po pracy, jeszcze w garniturach.
Przy okazji widzielismy nowoczesna galerie Tate Modern.
A co dalej ?
Spontaniczym pomyslem wspanielego przewodnika, bylo przejscie przez Millenium Bridge w strone Katedry Swietego Pawla. Niestety, nie udalo nam sie wejsc do srodka, ale zewnetrzny widok na szczescie zadowolil mego zacnego Goscia.
Wokol ciagle tlumy, ludzie wracajacy z pracy, wiecznie w pospiechu, ale dzielnie szlismy dalej w strone Covent Garden. Nie zwracajac uwagi na ludzie, koncentrowalismy sie na atrakcjach turystycznych. Mijalismy Royal Opera House, Royal Justice Court.
Resztkami sil osiagnelismy cel wycieczki National Gallery i Trafalgar Square. Moj aparat juz nie wytrzymal tej presji, bateria wyczerpana i zdjec brak.
Wrocilismy do domu, Gosc znowu gra w darta.
Jutro dzien nieco lzejszy. Aura sprzyja, bateria w aparacie sie laduje, zatem kolejna relacja jutro.
Dziekujemy za uwage.
jaki piękny błękit nieba :)
OdpowiedzUsuńi rzeczywiście w Londynie to trzeba się namęczyć żeby być samemu na fotografii :)
mnie też kiedyś nie udało sie wejść do katedry bo była w nieustającym remoncie :)
i mięta stryjkowi pomogła? :)
ale macie piękną pogodę i atrakcji co niemiara :) wiadomo grunt to właściwie przygotowany pilot (w tym przypadku pilotka :)))))
OdpowiedzUsuńTak,mieta poskutkowala :) z polskiego sklepu :)
OdpowiedzUsuń