Wreszcie nastala ladna, sloneczna pogoda. W ramach rozerwania mojego wspanialego goscia, zaplanowalam wycieczke w bardzo odlegla od nas, czesc Londynu. Jechalysmy tam 1,5 h metrem, ale co to dla nas :) Na miejscu czekala za to na nas bardzo mila okolica. Przy okazji wspomne, ze ja tez bylam tam pierwszy raz. Moze jeszcze slow kilka na temat samego Richmond. Znajduja sie tutaj parki, gdzie ogladac mozna jelenie, sarny, oraz roznego rodzaju ptactwo. Ogrody i park sa wielkie i ladnie zadbadne. Po wyjsciu z metra, pokrecilysmy sie nieco po okolicy: duzo pub'ow, waskie uliczki, niezbyt duzo ludzi (jak na Londyn) i bardzo przyjemny klimat.
A oto Madzia:)
Szlak wycieczki prowadzil najpierw brzegiem Tamizy, a dopiero potem weszlysmy do parku.


Jak widac, panuje tu zupelnie inny klimat niz w centrum, jest duzo spokojniej. Mozna wynajac lodki, ale tym akurat nie bylysmy zaintresowane:)
Inne oblicze Tamizy:

Spacerowalysmy sobie tym brzegiem po lewej stronie zdjecia i kierowalysmy sie w strone parku. Okazlo sie, ze ow park polozony jest na wzgorzu, wiec nieco musialysmy sie wspinac, ale za to widoki byly ladne.


Poszukiwania kawy:)
Kawa sie znalazla, kanapki tez, wiec mozna bylo ruszyc dalej.
A oto jelonki:

i gesi (chyba)

A to powoli juz koncowka naszej wycieczki:

Po tak milym dniu, z bolacymi nogami wrocilysmy do domu na ostatnia juz czesc Ani :)))