niedziela, 5 września 2010

Dwa lata w Londynie. Poranna kawa na Hamstead.

Dnia 5 wrzesnia minelo dokladnie 2 lata od mojego przyjazdu. Pamietam jak dzis ten dzien. Deszczowy dzien, szlismy na duze zakupy z kolega, ktory mial nam pomoc dzwigac.. i szlismy dziwnym sciezkami, skrotami i nie pojmowalam do konca, ze zostaje tutaj tak dlugo :) szlismy w dobrych humorach, zmoklismy do suchej nitki, bo bylismy tak obladowani, ze nie bylo jak trzymac parasola :)) Takie to wspomnienia z pierwszego dnia :)

A dwa lata pozniej, z samego rana Karol urzadzil mi pobudke i zabral na poranna kawe do parku. Pora bardzo wczesna, wiec w parku spotkalismy ludzi spacerujacych z psami, albo uprawiajacych jogging. Znowu odwiedzilismy Hamstead Heath, ale tym razem od innej strony.




Niesamowicie mily poranek i poczatek dnia. Wypilismy kawe, zjedlismy drozdzowki, pochodzilismy chwile i wrocilismy do domu. Karol poszedl na tenisa, a ja na korki :)








Melancholijne spojrzenie na Londyn:





I tak zaczal sie ostatni rok mojego londynowania.... :)

czwartek, 2 września 2010

Spacer po Hamstead Heath.. nowym wozem!

Tak, tak dobrze przeczytaliscie tytul posta... nowym wozem.
Zanim przejde do relacjonowania naszej wyprawy, zapraszam na film:




A tak wyglada z zewnatrz:



A teraz slowa wyjasnienia.. skad ten woz?

Wszyscy ogladajacy tego bloga, albo Ci ktorzy byli tutaj osobiscie, pewnie widzieli w jakim stanie jest cudowny van :)) Czesto zdarzaly sie problemy z zapaleniem rano, gasnal przy slabych obrotach silnika. W takich przypadkach spod siedzenia trzeba bylo wyciagac mlotek, otworzyc maske i popukac, postukac i.. dzialal na nowo :) Szef Karola, jednak zdecydowal oddac go do naprawy i w zamian na kilka dni dostalismy nowke Kie. Niestety.. tylko na kilka dni.... ale dobre i to...Postanowilismy, zatem, skorzystac z mozliwosci posiadania normalnego samochodu i wybralismy sie do parku na Hamstead Heath. Super tak jechac sobie w czystym, cichym samochodzie.... :)

Park Hamstead Heath polozony jest na lekkim wzgorzu, jest to ponoc najwyzej polozony punkt w Londynie :) Obiekt jest bardzo duzy, mozna podjechac od kilku stron i podziwiac przerozne rzeczy. I tak oto, spacerujac sobie przez las, czujac juz jesienny wieczorny chlod, napotkalismy taka niespodzianke:









Mini zoo. Takie niespodzianki kryje w sobie Londyn. Coraz bardziej pojmuje roznorodnosc tego miasta i widze, ze rzeczywiscie trudno sie tutaj nudzic, ale najbardziej przerazajace sa te odleglosci, ktore trzeba pokonac i tlumy przez ktore trzeba sie przebic, aby cieszyc sie milym miejscem.
W kazdym razie, oprocz saren byly tez rozne ptaki i inne stworzenia dziwne, ale z racji, ze fanem zwierzat nie jestem, to nazwy nie zapadly mi w pamiec :)

Pora byla juz nieco pozna jak na spacer, ale mialo to swoje dobre strony: nie bylo ludzi, wiec spokojnie mozna bylo pospacerowac.






A na koniec spaceru, wracajac znowu przez las, wypatrzylam wrzosy :))) Zerwalam kilka i teraz stoja sobie na biurku w korkowym pokoju :)))